Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz
420
BLOG

Kaczyńscy przetrwają, gdy w polityce zostanie tylko jeden

Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz Polityka Obserwuj notkę 25

Wywiad-rzeka z Ludwikiem Dornem „Rozrachunki i wyzwania” wyszedł już jakiś czas temu, ale dotąd nie wywołał szerszej dyskusji w politycznym światku. A szkoda, bo oprócz wielu ciekawych anegdot rozmowa z byłym marszałkiem Sejmu zawiera sporą porcje trafnych i oryginalnych politycznych diagnoz.
Najbardziej doniosłe dotyczą oczywiście braci Kaczyńskich, a właściwie Jarosława, dawniej najbliższego przyjaciela, dziś wielkiego antagonisty Dorna. Są cenne właśnie dlatego, że Dorn, uważany przez lata za „trzeciego bliźniaka”, wie dużo jak mało kto. Te najciekawsze diagnozy są oczywiście dla Kaczyńskiego nieprzychylne, ale nie sposób podważyć ich wiarygodności. Bo mimo wszystko wypowiedzi Dorna o prezesie PiS nie są podszyte żółcią.
Już od dawna można było odnieść wrażenie, że niektóre publiczne wypowiedzi Kaczyńskiego świadczą albo o tym, że jest kompletnym cynikiem, posługującym się w celach politycznych jawnym kłamstwem, albo o tym, że nie do końca ogarnia rzeczywistość. To pytanie się nasuwało, gdy prezes określone zachowania mediów tłumaczył zaangażowanym w nie kapitałem. Gdy na przykład materiały pojawiające się na antenie Radia RMF tłumaczył tym, że jest to „radio niemieckie”. Wypowiedź świadomie kłamliwa nie świadczyłaby może najlepiej o moralności Kaczyńskiego, ale zarazem byłaby jakoś tam zrozumiała u polityka. Jednak ze słów Dorna wynika, że gdy Kaczyński podobne rzeczy mówi, święcie w to wierzy.
Kwestia ta jest wyraźnie widoczna, gdy Dorn omawia różnice między nim a Kaczyńskim w sprawie mitycznego „układu”. Twierdzi, że on od pewnego momentu był zwolennikiem tezy, że nie istnieje jeden scentralizowany „układ”, tylko struktura sieciowa, z wieloma ośrodkami. Kaczyński natomiast, przekonuje Dorn, wciąż jest zwolennikiem tezy o scentralizowanym układzie. A to już pozwala zadać pytanie o zdolność prezesa do rozpoznawania rzeczywistości.
W wywiadzie pada też bardzo ważne stwierdzenie, że Jarosław, w przeszłości niemal geniusz polityczny, zatracił wszelkie zdolności odkąd brat został prezydentem. Bo od tego momentu wszystkie jego decyzje były podyktowane przede wszystkim dobrem brata.
Dorn tego co prawda wprost nie mówi, ale między wierszami można wyczytać, że także rezygnacja z realizacji niektórych programowych imponderabiliów PiS czy nawet decyzja o wcześniejszych wyborach w 2007 roku były podyktowane troską o reelekcję Lecha. Jeżeli tak rzeczywiście było, oznaczałoby to, że Jarosław jednak zachował jeszcze zdolność rozpoznawania realiów politycznych. Bo wiedział że długotrwałe utrzymywanie się równocześnie obu bliźniaków na szczytach władzy jest dla nich obu zabójcze.
Ale jeżeli Jarosław poszedłby dalej w tym rozumowaniu musiałby skonstatować, że cień szansy na reelekcje Lecha w 2010 roku stwarza tylko jedna rzecz. Całkowite i definitywne wycofanie się jego samego z życia politycznego. Jednak nawet jeśli doszedł do takiego wniosku, raczej go nie zrealizuje.

moje ulubione kolory to biały i czarny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka